"Bebok wcale straszny nie jest, tylko strasznego udawał". Grzegorz Chudy o bebokomanii i modzie na Nikiszowiec

Czy przyjdzie dzień, gdy Wiedźmin będzie łapał beboki? Czy te małe, czarne gizdy wymkną się poza Katowice? O śląskich stworkach, kulturze, malarstwie i wigilijnych potrawach w świątecznej rozmowie z malarzem Grzegorzem Chudym.

Co to jest, albo raczej kim jest bebok?
Bardziej kim, bo myśli i godo. Bebok to stwór, który został dawno temu wymyślony przez jakiegoś pra-Ślązaka i pra-Ślązaczkę, by ich potomstwo było grzeczne. Zasadniczo wynalazek wychowawczy, który miał na celu dwie sprawy. Albo dyscyplinowanie i to wiąże się np. ze zdaniem „Bądź grzeczny albo weźmie cię bebok” albo funkcja ostrzegawczo-profilaktyczna „Nie idź tam, bo tam mieszko bebok”, czyli chodziło o miejsca niebezpieczne dla dzieci. I ten jakby cały czarny PR dla beboków powstał. Beboka się bano, tymczasem prawda jest taka – moja prawda – że bebok wcale straszny nie jest, tylko strasznego udawał, po to by ludzie nie wchodzili ze swoimi butami do jego świata.

Pana też straszyli?
Tak, oczywiście. Sąsiad z naprzeciwka. Był to jednorodzinny dom, gdzie schodziło się do piwnicy od podwórka. Tam były stare, pordzewiałe drzwi, które zawsze kusiły. One bywały lekko uchylone, więc ta dziecięca ciekawość sprawia, że bajtel ma ochotę tam zajrzeć, ale była okrutna informacja „tam się nie wlazuje, tam mieszko bebok”. I chyba do dzisiaj bym tam nie wszedł.

Był to zatem zdecydowanie ten czarny PR o bebokach...
Zdecydowanie, choć był to ten „bebok profilaktyczny”, czyli nikt mnie nie straszył, że bebok mnie porwie, ale że tam mieszka i tam się nie wchodzi.

Jak to się stało, że te beboki w pańskiej wersji są trochę takie jak postacie z kreskówek, całkowicie pozbawione złej sławy, sympatyczne i przyjazne dla ludzi?
Żeby nie było – one potrafią się znerwować, potrafią nawet straszyć. Przez lata zdobywały tę umiejętność. Moja córki poprosiła mnie kiedyś, żebym namalował jej beboka i po narysowaniu stosownej bestii usłyszałem „tato, przecież beboki są miłe”, no i trzeba było wykombinować historię, że beboki są miłe, dlaczego są miłe i dlaczego z czymś niemiłym się wcześniej kojarzyły. I tak oto z pomysłu dziecka doszło do powstania katowickich stworków.

Beboki łączą ludzi

Niedawno wydany album „Bebok w wielkim mieście” i kolejny bebok na osiedlu Franciszkańskim to dobre powody by zapytać, jak to się stało, że beboki stały się aż tak popularne w ostatnich latach? W jednej z wypowiedzi wspominał pan nawet, że „beboki wyrwały się z Nikiszowca i rozlazły po całym mieście”.
Wszystko zaczęło się właściwie od Karoliny Piechoty, która wpadła na pomysł zrobienia rzeźby beboka, tak na próbę. Ta rzeźba w ogóle nie miała być rzeźbą uliczną, to miał być rodzaj sympatycznego gadżetu. Tak odlano pierwszego beboka, który aktualnie jest w renowacji, ale ma swoje stałe miejsce naprzeciwko kościoła świętej Anny w Nikiszowcu. Pojawił się szalony pomysł, by zrobić zdjęcie tego beboka na ulicy, został więc postawiony na rogu ulicy Czechowa i Odrowążów, sfotografowany, a ja umieściłem to zdjęcie w internecie. Już było po czasach pandemii, kiedy to za pomocą beboków komentowałem wszelkiego rodzaju absurdy politycznej i nie tylko rzeczywistości, więc ten bebok stawał się rozpoznawalny. Pojawił się następny moment: bebok jako figurka, jako pewny rodzaj atrakcji.

A potem?
Potem była wizyta u wojewódzkiego konserwatora zabytków. Poszliśmy z Waldemarem Janem i rzeźbiarzami, towarzyszył nam miejski konserwator zabytków. Podczas rozmowy beboki zdobyły dużą przychylność, ponieważ wojewódzki konserwator stwierdził, że „to piękna biżuteria, która urozmaica”. Taki prawdziwy wybuch to moment, kiedy do gry włączyła się Galeria Katowicka i postawiła swoje dwa beboki. Wtedy zaczęła się swoista bebokomania. Pamiętam jak śmialiśmy się z Karoliną, że fajnie by było tak ze 3-4 figurki postawić w każdym roku. Szybko okazało się, że pomysł załapał. Beboków już jest 40, a będzie jeszcze więcej. Trwają prace nad kilkunastoma kolejnymi. To co jest najfajniejsze: one bardzo często łączą ludzi, bo część z nich powstała wskutek jakiejś zrzutki społecznej. Np. mieszkańcy Bogucic stwierdzili, że chcą mieć swojego beboka Ferdynanda, który leci na szychtę i on stoi na skwerze biegaczy i ciśnie ostro fedrować. Biegacze często kończą przy nim swoje treningi, wrzucają do sieci zdjęcie zegarka z wynikiem, a w tle mają Ferdynanda. Miłośnicy, zawodnicy, rodzice zawodników Naprzód Janów zrzucili się na figurkę Ernesta, osoby odwiedzające Muzeum Historii Katowic w Nikiszowcu, czyli popularny Magiel, zrzucili się na Erwina i Sztefę, sympatycy Giszowca na Ewalda – beboka malarza, który jest nawiązaniem oczywiście do Ewalda Gawlika. Beboki mają zatem niesamowitą wartość społeczną, stały się społecznym projektem. Mnóstwo ludzi chce zdobyć fotografie wszystkich beboków, znaleźć wszystkie, powstała nawet internetowa mapa beboków.

Kilka lat temu zdarzyła się przykra historia z kradzieżą figurki Heksy. Beboków nikt nie kradnie?
Sprawa dotyczyła Szlaku Ślonskiej Godki i kradzieży figurki Heksy, więc faktycznie, gdy pojawiły się beboki przy Galerii Katowickiej, to pierwsze komentarze ludzi były „haha, ciekawe jak długo postoją”. Beboki mają o tyle szczęście, że żoden żodnemu krzywdy nie zrobił. Może to wynika z tego, że mieszkańcy czują do nich jakiś sentyment, związek z nimi. Beboki są też inaczej zaprojektowane, na solidnych podstawach. Inna sprawa, że jak głosi legenda, jeden z beboków ma zamontowany w środku niewielki ładunek wybuchowy. Ja nie powiem który, ale któryś ma.

Krasnale, smoki, heweliony...

Niektórzy porównują katowickie beboki z krasnalami we Wrocławiu. Czy to uprawnione skojarzenia?
To bardzo uprawnione, bo Wrocław był pierwszy w Polsce. Każdy, jakiejkolwiek figurki by nie robił, będzie więc porównywany do Wrocławia. Mamy beboki w Katowicach, krasnale we Wrocławiu, mamy od niedawna smoki w Krakowie, heweliony w Gdańsku, absolutnie fenomenalne króliki w Gnieźnie, niedźwiedzie w Ursynowie, mewy w Kołobrzegu i jeszcze kilka innych by się znalazło.

Skoro beboki wylazły z Nikiszowca na całe Katowice, to czy są szanse, że wymkną się też spoza Katowic?
Jeśli chodzi o akwarele i twórczość malarską, to z pewnością tak się stanie. Pierwszy album z bebokami tyczył się Nikiszowca, drugi wielkiego miasta. Te gizdy polezą dalej. Jeśli chodzi o figurki to nie, aczkolwiek wyjątki są, ale bardzo mocno związane z Katowicami. Najbardziej wysunięty na północ bebok znajduje się w Sopocie, gdzie firma będąca jednocześnie twórcą osiedla Bażantowo ma swój hotel, w związku z tym nic dziwnego, że bebok siedzi tam przy hotelu należącym do katowickiej firmy i korzysta z zasobów naturalnych Sopotu. Mam jeszcze małe marzenie, które – mam nadzieję – uda się spełnić. Jest związane z bebokiem wysuniętym z kolei najdalej na południe. Mało kto wie, że w austriackich Alpach znajduje się schronisko zbudowane przez katowiczan, które do dziś nosi nazwę Kattowitzer Hütte, a zostało stworzone przez katowicką sekcję Deutsche Alpenverein. Myślę że bebok, który by się tam pojawił, byłby fajną promocją i Katowic i schroniska, ale czy się uda, to zobaczymy.

Czy przyjdzie dzień, gdy Wiedźmin będzie łapał beboki?
Nie, ale była taka próba. Na jednym obrazie w czasach pandemicznych Geralt pojawił się w Nikiszowcu, ale jak zobejrzoł jednego z widełką, inksza bebokowo z nudelkulą to powiedział „dobra, dobra, jo się tego nie chytom”. Bebok jest kapitalną postacią, także jest różnie wykorzystywany. Śląska Porcelana wypuściła kubki z bebokiem, swój wzór beboka ma Gryfnie, one się wszystkie dobrze kojarzą. Bebok ma jeszcze jedną zaletę, którą każdy słyszy: nazwę. Przez te dwa wybuchowe b, bebok brzmi pięknie i zastanawiam się, czy też z atrakcyjności brzmienia właśnie nie wynika fenomen samej postaci.

„Śląska kultura jest dla mnie źródłem”

Przy okazji: jest na Śląsku moda na Nikisz?
Nikiszowiec przez długie lata był nieodkrytym skarbem o którym wiedzieli tylko nieliczni. Nikisz zachwyca architekturą i to jest też wyjaśnienie tego fenomenu. Nikiszowiec ma w sobie coś magicznego. Według mnie wywołuje dwie reakcje: albo odrzuca, bo kojarzy się z dosyć koszarową, pruską zabudową, albo zachwyca. Nie da się obok niego przejść obojętnie. Na szczęście tych zachwytów jest zdecydowanie więcej niż marudzenia.

Czym jest dla pana śląska kultura?
Śląska kultura jest dla mnie źródłem, filarem na którym się wychowałem. Pamiętam, że większość mojego dzieciństwa to było wychowywanie przez prababcię, która ino godała po śląsku. Nigdy nie zapomnę jej najbardziej magicznego mebla, jakim był byfyj, to jest taki święty mebel, centralny, organizujący wszystko, a co się w nim znajduje... Wiadomo że do bajtla to maszkety, do starszych to inne maszkety, bardziej płynne. To jest taki świat dzieciństwa, który mnie wykreował, ale do którego też trzeba było dorosnąć. Zacząłem dostrzegać, jaki skarb mam pod nosem i jak piękne rzeczy znajdują się blisko. Bardzo bym chciał żeby udało się zrealizować obietnicę o stwierdzeniu, że język śląski jest językiem. Boję się bowiem jednej rzeczy, że za dwa pokolenia cała spuścizna zawarta w języku śląskim zostanie sprowadzona do prostych słów typu: pszaja ci, bebok, heksa, klopsztanga i krupniok, a ten język stanie się językiem martwym. To jest coś, czego najbardziej się boję.

Niektórzy mówią o renesansie śląskiej kultury. Z czego on może wynikać?
Myślę, że z opozycji przeciw narzucaniu czegoś centralnie. Ile razy można komuś tłumaczyć, że Śląsk nie był pod zaborami? Tu zadziałała chyba jakaś potrzeba buntu i opowiedzenia w końcu o własnej historii. Nagle okazało się, że ta historia potrafi być atrakcyjna i można ją „sprzedać”. Zobaczmy genialnego „Cholonka”, popatrzmy na Szczepana Twardocha. Takie pierwsze kroki spowodowały, że Śląsk stał się popularny, modny i co tu dużo mówić – atrakcyjny też pod względem komercyjnym.

Czym różni się śląska kultura od polskiej?
Przede wszystkim historią. Kultura polska to kultura zdecydowanie romantyczna: zrywy, powstania, martyrologia, patriotyzm, wysokie C. Kultura śląska jest bardziej pozytywistyczna, to kultura pracy, spokoju, planowania i budowania. To trochę inna kultura niż „Pan Tadeusz” i „jakoś to będzie”.

Pamięta pan jak sprawa śląskiej identyfikacji, jej przejawów na zewnątrz, chociażby poprzez godkę, wyglądała w pana dzieciństwie?
Nie było z tym najmniejszego problemu, swobodnie i bez przeszkód z kumplami na placu się godało. To był taki „język bliskich znajomych”, wychodząc bardziej na ulicę to już mówiło się po polsku. Jeżeli chodzi o nauczycieli, nie było żadnych szykan za godanie po śląsku. Moja kariera szkolna to początek lat 90., więc to już był ten czas, gdy wysyłało się na pierwsze konkursy regionalne, które zaczęły się wtedy pojawiać. Chyba jedyną osobą, której przeszkadzał śląski był ksiądz. Do dzisiaj pamiętam jak zrugał mojego kolegę, że „mówi się amen, a nie amyn”.

Numer jeden to „van Gogh z Giszowca”

Ktoś rozpoczynający dopiero przygodę z historią sztuki i malarstwem – twórczość jakich malarzy ze Śląska powinien koniecznie poznać? Czy ma pan szczególnie dla siebie ważnych śląskich artystów?
Ewald Gawlik – to jest pierwsza postać, mocno osadzony Ślązak, z bardzo śląską historią. Absolutny geniusz kolorów, geniusz opowieści, nazywany „van Goghiem z Giszowca”, co nie jest na wyrost, aczkolwiek moim zdaniem niektóre obrazy ma tak dobre, że to van Gogha powinno się nazywać „Gawlikiem z Holandii”. Druga taka postać to Jerzy Duda-Gracz, który nie był Ślązakiem, ale był związany z Katowicami, tutaj miał rodzinę, tutaj tworzył i miał pracownię. Trzecią osobą jest, moim zdaniem niedoceniany, Marek Idziaszek, nadal aktywny, król detalu, absolutny król szczegółu. Każdy jego obraz to kilkanaście różnych opowieści. Maluje na szkle, co jest trudne, bo wymaga malowania od przodu. Polecam wycieczkę do Muzeum Śląskiego, aby zobaczyć jego prace. To takich moich trzech ukochanych malarzy związanych ze Śląskiem, których twórczość polecam.

W pańskiej twórczości dominuje tematyka śląska, ale są również cykle poświęcone innym rejonom Polski czy Europy. Pamiętam pański cykl z podróży na Sycylię, czy poświęcony Łemkowszczyźnie. W jaki sposób wybiera pan miejsca do malarskich przedstawień? Czy cykle poświęcone konkretnym miejscom planuje pan dużo wcześniej, czy są one wynikiem np. spontanicznego wyjazdu na urlop?
Moje cykle są zawsze skutkiem podróży. Jeżeli dane miejsce zachwyci mnie na tyle, że mam kilkanaście pomysłów, to wtedy trzeba stworzyć z tego cykl. Inna sprawa, że chodzi też o higienę umysłu. Malowanie świata familoków jest cudowne i wspaniałe, ale gdy za dużo – może być przytłaczające. Trzeba czasem przewietrzyć głowę i warsztat, ale po to by wrócić do malowania Śląska z zupełnie nowym spojrzeniem i kolejnymi pomysłami. Na trzy śląskie serie przypada zatem jedna, która zmierza zupełnie gdzie indziej.

Czy ma pan już pomysły na przyszłoroczne cykle?
Z pewnością powstaną jakieś cykle podróżnicze. Mam jedno wielkie marzenie związane z bebokami. Ja jestem wielkim fanem grudnia, to jest jeden z moich ukochanych miesięcy i tak sobie myślę... Co by było, gdyby stworzyć, może nie opowieść wigilijną, ale opowieść świąteczną związaną z tymi małymi czornymi gizdami? Pokazać, co one robią w tym najbardziej magicznym miesiącu. Pewien zarys fabuły już powstał. Parę pomysłów zatem już mam.

Czym pachną święta w pańskim domu?
Święta zawsze pachną kapustą z fasolą, to taka nasza rodzinna potrawa. Okazuje się, że dosyć nietypowa, bo nie spotkałem się z jej wielką popularnością. Pachnie makówkami, pachnie absolutnie najlepszym na świecie makowcem robionym przez mojego tatę. To jest makowiec, który nawet tydzień po świętach – o ile przetrwa do tego czasu – smakuje dokładnie tak samo pysznie jak na początku.

Czy to wigilijne menu różni się jakoś od tego z dzieciństwa?
To jest cały czas to samo. Nowym elementem, jaki się pojawił jest moczka, której w moim domu rodzinnym nie było nigdy, bo jakoś się nie przyjęła. Parę lat temu znalazłem dobry przepis i tak już zagościła. Także zapach piernika i zapach imbiru unoszą się przez całe święta.

To na koniec: najlepsze danie na śląskiej wigilii?
Myślę, że takich makówek jakie są na Śląsku, to nie ma nigdzie...

Dzieciątko

Może Cię zainteresować:

Święta na Śląsku. Znasz te zwyczaje, potrawy i określenia? QUIZ

Autor: Redakcja

21/12/2023

Świąteczna Wioska w Koniakowie

Może Cię zainteresować:

W Beskidzie Śląskim siarczysta zima! I Świąteczna Wioska 2023 w Koniakowie

Autor: Redakcja

09/12/2023

Jarmarki bez napisów

Może Cię zainteresować:

Najpiękniejsze Jarmarki świąteczne w województwie śląskim

Autor: Redakcja

05/12/2023

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon