Mogło dojść do sensacji! GKS postraszył zwycięzcę Ligi Mistrzów

Logika podpowiadała, że GKS Katowice ma niewielkie szanse na udany start w hokejowej Lidze Mistrzów. Sport jednak jest piękny dlatego, że logikę często można wyrzucić do kosza. Tak mogło być tym razem, bo mistrz Polski prawie sprawił sensację w meczu z Rogle Angelholm.

Gks katowice logo

GKS Katowice przed debiutem w hokejowej Lidze Mistrzów nie składał buńczucznych deklaracji. Mistrz Polski chciał przede wszystkim sprawdzić się na tle europejskiej elity, a także zebrać cenne doświadczenie, które potem zaprocentuje w walce o obronę tytułu na krajowym podwórku.

Podopieczni Jacka Płachty już na starcie trafili najgorzej, jak tylko mogli. 1 września przyszło im zainaugurować rozgrywki od pojedynku z Rogle Angelholm. Szwedzi to zwycięzca poprzedniej edycji Ligi Mistrzów, więc byli zdecydowanym faworytem.

Zaczęło się zgodnie z oczekiwaniami, czyli od mocnego początku gości. Już w 23. sekundzie Tony Sund pokonał Johna Murraya i ponad tysiąc katowickich kibiców zgromadzonych na trybunach pewnie zaczęło się obawiać pogromu od Szwedów.

Gieksa jednak odpowiedziała błyskawicznie. Rogle prowadziło tylko jedenaście sekund, bo do remisu doprowadził Brando Magee, który jest jednym z letnich nabytków mistrza Polski. To jednak nie był koniec, bo w szóstej minucie katowickie lodowisko eksplodowało z radości, gdy doświadczony Grzegorz Pasiut dał prowadzenie.

GKS prowadził po pierwszej tercji 2:1, co już było dużą niespodzianką. Sensację mieliśmy po drugiej odsłonie, gdy hokeiści z Katowice prowadzili już 3:1, a wynik podwyższył w 25. minucie Bartosz Fraszko.

Kibice kochają hokej za to, że wszystko może się błyskawicznie zmienić. Niestety, tym razem to Szwedzi pokazali, że szybko można przebyć drogę z piekła do nieba. Trzecia tercja była w ich stylu świetna, bo po pięciu minutach ostatniej odsłony z wyniku 1:3 wyszli na prowadzenie 4:3.

Katowiczanie jednak jeszcze raz wspięli się na wyżyny swoich umiejętności, gdy na 4:4 trafił drugi z letnich nabytków Hampus Olsson. Nie udało się jednak utrzymać remisu, bo po trzydziestu sekundach Rogle trafiło na 5:4 i takim wynikiem zakończyło się to starcie.

GKS Katowice z jednej strony może czuć niedosyt, bo okazało się, że mistrz Ligi Mistrzów nie jest taki straszny, jak go malują. Podopieczni Płachty jednak przekonali się, że w tych rozgrywkach rywale prezentują tak wysoki poziom, że każdy błąd jest bezlitośnie wykorzystywany.

Mistrz Polski jednak z podniesionym czołem może wyczekiwać kolejnych potyczek w europejskich pucharach. W sobotę 3 września Gieksa podejmie ZSC Lions Zurych (początek meczu o 18:00, a 8 września na wyjeździe rozegra rewanż ze Szwajcarami.

Subskrybuj 24kato.pl

google news icon