Rodziny z Ukrainy koczują na dworcu PKP w Katowicach. Wolontariusze robią, co mogą

Dworzec PKP w Katowicach chcąc nie chcąc stał się głównym centrum przesiadkowym dla uchodźców z Ukrainy w regionie. Mimo wysiłków rzeszy wolontariuszy, rodziny ukraińskie, z dziećmi, psami i kotami, koczują na dworcu, siedząc i polegując na podłodze.

Hala główna dworca PKP w Katowicach. Dziesiątki ludzi, uchodźców z objętej wojną Ukrainy, koczują na podłodze. To głównie kobiety i dzieci, choć nie brakuje też bardzo młodych mężczyzn i seniorów. Czekają na pociąg, który wywiezie ich jeszcze dalej, nawet do Berlina czy Wiednia. Rozkładają tu karimaty, koce, własne kurtki. Siedzą albo polegują z dziećmi na kolanach. Niektórzy zzuli buty, bo ileż można wytrzymać w zimowych, ciężkich walonkach. Nieliczni szczęśliwcy znaleźli coś, na czym można normalnie usiąść. Krzesła okupują starsi ludzie, którzy z podłogi mogliby się już nie podnieść. Wokół nich walizki, torby z napisem "Frankfurt" czy "Club Hotel Phaselis Rose" , zwykłe reklamówki. Panuje zaduch, zapach niemytych od kilku dni ciał pomieszany z zapachem karmy dla psów, bo tych jest kilka. Leżą zobojętniałe na podłodze, czasami jeden zaszczeka - wtedy odzywają się pozostałe.

Dzieci bawią się resorakami na podłodze

Twarze ludzi zrezygnowane, zmęczone kilkudniową podróżą do Polski. Tylko dzieciom została jeszcze jakaś energia w ciele. Dwie dziewczynki w płaszczach zimowych do kolan nie przejmują się ciężkim okryciem, podskakują obok matki, biją się, doprowadzając rodzicielkę do białej gorączki. Chłopcy, na oko 6-7 letni, urządzili sobie na pochyłym przejściu tor dla resorówek. Nie przejmują się, że koło nich maszerują potoki pasażerów zmierzających na peron 1 albo na 4, na ten, na który zaraz wjedzie pociąg opóźniony o 40 minut.

Większość uchodźców ulokowała się przy punktach informacyjnych i wydawania jedzenia oraz kosmetyków. Prawie niczego tu nie brakuje - jest i ciepła zupa (ale nie ma jak jej zjeść, dwie kobiety jedzą z jednorazowych naczyń ustawionych na walizkach), są jabłka, banany, coś słodkiego do kawy (w cenie są tekturowe kubki, bo plastikowe parzą dłonie i wyginają się od gorącego napoju). Jedzenie przynoszą też zwykli ludzie, skrzykujący się w tym celu na Facebooku.

Armia wolontariuszy pomaga na dworcu

Dworzec działa dzięki ofiarności wolontariuszy. To oni obsługują magazyn, wydają posiłki i inne produkty. Tłumaczą ludziom, jak dojść na odpowiedni peron. Gdzie i jak dostać bilet, jak znaleźć nocleg. Służby wojewody działają w punkcie informacyjnym, gdzie można się dowiedzieć m.in., jak znaleźć nocleg.

Sytuacja na dworcu i tak się poprawiła, bo zorganizowano punkt medyczny, gdzie czuwają ratownicy medyczni (można tam przynosić środki przeciwbólowe, bo wielu Ukraińców o to pyta, a apteka na dworcu jest zamknięta na stałe), jest niewielki pokój dla matek z dziećmi z potrzebnymi im rzeczami, m.in. pampersami i chusteczkami mokrymi. Sporo pojawiło się policjantów. No i udało się załatwić, że toaleta przy hali głównej dworca, normalnie płatna, teraz jest darmowa, i do tego czynna 24h na dobę. Są też dwie poczekalnie, małe pomieszczenia. W jednym z nich kanapa, stale zajęta przez śpiące osoby. Nie cieszą się za dużym powodzeniem, może dlatego, że zaduch jest w nich jeszcze gorszy niż w hali głównej.

Wystawa zdjęć zamiast dodatkowych ławek

Uchodźcy mogą sobie też pooglądać wystawę zdjęć Elżbiety Dzikowskiej w holu dworca, choć pewnie byliby wdzięczni, gdyby zamiast niej ktoś postawił tutaj ławki albo krzesła.

Przed dworcem, na pl. Szewczyka stoi karetka i wozy straży pożarnej. To nimi są rozwożeni uchodźcy do miejsc zakwaterowania albo dużego punktu recepcyjnego w budynku Katowice Miasto Ogrodów na pl. Sejmu Śląskiego.

Tuż obok dworca, wystarczy przejść przez szklane, rozsuwane drzwi, Galerii Katowickiej, życie toczy się, jak gdyby nic się nie stało. Ludzie piją kawę i zatapiają widelec w bezie Pavlova z owocami, kupują buty na wiosnę, jedzą lody, jadą ruchomymi schodami na wyższe piętro. Inny świat.

Subskrybuj 24kato.pl

google news icon